Kto jeździł do pracy na koszt szefa, nie podpisując listy obecności, nie ma przychodu z nieodpłatnych świadczeń – orzekł NSA w wyroku z 4 września 2015 r., sygn. akt II FSK 1657/13. Od 2015 r. dowozy do pracy zakładowym autobusem są zwolnione z podatku (art. 21 ust. 1 pkt 14a ustawy o PIT). Wcześniej nie wynikało to wprost z przepisów i stąd spory, które po dziś się toczą w sądach.
NSA zajmował się sprawą Miejskiego Zakładu Usług Komunalnych w Wałbrzychu, który oprócz dotychczasowej działalności postanowił świadczyć usługi przewozów pasażerskich. Zatrudnił 140 kierowców. Pracując w nocy, nie mieli oni jak dojechać do pracy i z niej wrócić. Spółka zapewniła więc im bezpłatny dowóz.
Początkowo uznała, że jest to nieodpłatne świadczenie i obciążyła kosztami wszystkich kierowców. Później jednak postanowiła zebrać deklaracje od osób, które faktycznie zamierzały korzystać z transportu i tylko im potrącała zaliczkę na PIT. Po zapoznaniu się z wyrokiem NSA (sygn. akt II FSK 1724/10) nabrała wątpliwości, czy w ogóle powinna obciążać pracowników, jeśli nie prowadzi ewidencji przejazdów.
Dyrektor Izby Skarbowej we Wrocławiu stwierdził, że ewidencja nie jest konieczna. Wystarczy deklaracja pracownika o chęci skorzystania z przejazdów. – Spółka powinna obciążać po równo tych, którzy ją złożyli – wyjaśnił fiskus.
WSA był innego zdania. Stwierdził, że nie można mówić o przychodzie z nieodpłatnych świadczeń, gdy nie ma stuprocentowej pewności, czy pracownik skorzystał z dowozu. Podobnie orzekł NSA. Sędzia Wojciech Stachurski wyjaśnił, że samo zadeklarowanie chęci skorzystania z dowozu nie pozwala ustalić, czy faktycznie i ile razy pracownik wsiadł do autobusu. Powołał się też na uchwały NSA (sygn. akt II FPS 1/10 i II FPS 7/10) i wyrok Trybunału Konstytucyjnego (sygn. akt K 7/13).
Patrycja Dudek/DGP